Przejdź do treści

Podróże ku wolności

Estonia – mądre podatki, prorynkowa gospodarka i nowa potęga cyfrowa

    Estonia. Z czym nam kojarzy się ten kraj? Cześć z nas zapewne wie, iż Estonia to była republika radziecka, jej stolicą jest zabytkowy Tallin oraz że język estoński należy do grupy języków ugrofińskich. Jeśli zastanowimy się chwilę to być może na myśl przyjdzie nam jeszcze słynny estoński CIT, o którym się sporo ostatnio mówi w Polsce.

    Jednak nasi rodacy raczej mają stosunkowo niewielką wiedzę na temat Estonii. A szkoda, bo ta niewielka bałtycka republika posiada bardzo prężnie rozwijającą się gospodarkę, przejrzysty i przyjazny dla przedsiębiorców system podatkowy oraz bardzo nowoczesne państwo. Przede wszystkim jest jednak potęgą internetową i krajem opartym na nowych technologiach. Uważam zatem, że w wielu sprawach jest to dla nas najbardziej godne do naśladowania państwo w Unii Europejskiej – tym bardziej, że polska gospodarka (szczególnie po wprowadzeniu tzw. Nowego Ładu) idzie dokładnie w odwrotnym kierunku niż Estonia (czyli się cofa). Z tych, a także z wielu innych powodów, zaintrygował mnie ten kraj i dlatego postanowiłem go odwiedzić.

    Kilka słów o Estonii

    Estonia to jeden z tzw. Krajów Bałtyckich, położonych w północnej części Morza Bałtyckiego, między Zatoką Ryską a Zatoką Fińską, ze stolicą w pięknym średniowiecznym Tallinie. Pod względem języka i kultury zaliczyłbym je do państw skandynawskich, identyfikujących się z kulturą nordycką. Obecnie państwo to jest członkiem NATO oraz Unii Europejskiej i przyjęło walutę Euro.

    Po raz pierwszy Estonia uzyskała niepodległość dopiero w 1918 roku. Niestety na krótko, gdyż na skutek dobrze nam znanego Paktu Ribbentrop-Mołotow z 1939r. znalazła się w radzieckiej strefie wpływów, zaś w 1940 roku została wcielona siłą do ZSRR. Jednak ta była republika radziecka ponownie stała się niepodległym państwem po upadku ZSRR w 1991 roku.

    W początkowym okresie po odzyskaniu niepodległości gospodarka tego świeżo odbudowywanego państwa znajdowała się w złym stanie, podobnie zresztą jak w przypadku innych byłych republik sowieckich. Jednak na skutek bardzo odważnych reform podatkowych i ekonomicznych gospodarka tego kraju zaczęła szybko rosnąć i obecnie budzi podziw w tej części świata.

    Estonia w rankingu wolności gospodarczej

    Warto odnotować, że według wskaźnika wolności gospodarczej IEF (ang. Index of Economic Freedom) za 2022r. Estonia zajmuje w nim bardzo wysokie 7. miejsce na świecie. Wyjaśniam przy tym, że wskaźnik ten corocznie publikowany jest przez The Wall Street Journal oraz Heritage Foundation, zaś wyższy wynik punktowy danego kraju oznacza większą wolność gospodarczą oraz mniejszy zakres interwencji państwa w gospodarkę. Dla porównania dodam, że Polska w tym rankingu zajmuje obecnie dopiero 39. miejsce (i nic dziwnego, bo w naszym kraju coraz trudniej prowadzi się działalność gospodarczą, zwłaszcza po Nowym Polskim Ładzie). Więcej zaś o tym rankingu znajdziesz tutaj – czytaj.

    Estonia – nowa potęga internetowa

    Pod koniec poprzedniego tysiąclecia Estonia był biedną i zacofaną gospodarczo republiką postsowiecką. Jednak kiedy na początku XXI wieku władze tego kraju radykalnie zmieniły prawo ustalając, że dostęp do internetu jest jednym z praw człowieka, nikt nie sądził, że Estonia w tak krótkim czasie stanie się prawdziwą potęgą internetową. Obecnie jest uważana za jedno z najbardziej cyfrowych i zinformatyzowanych państw na świecie.

    Niezwykły szacunek budzi to, że prawie 100 % spraw urzędowych Estończycy mogą załatwić przez internet, co oszczędza im mnóstwo czasu i pieniędzy (obecnie chyba tylko ślubu nie mogą zawrzeć w sieci). Co ciekawe, zdecydowanie ponad 40 % obywateli głosuje w wyborach przez internet, przy czym mogą oni oddać głos z dowolnego miejsca na świecie, np. pijąc kolorowe drinki na którejś z turkusowych plaż Karaibów.

    Pragnę również stanowczo podkreślić, że dzięki powszechnemu dostępowi do internetu i mądremu prawu przedsiębiorcy – inaczej niż w Polsce – nie muszą tracić mnóstwa czasu na załatwianie spraw administracyjnych i podatkowych, gdyż mogą je szybko i tanio załatwić online, a zaoszczędzony czas wykorzystać do rozwoju swoich firm.

    Oczywiście cyfryzacja kraju może mieć także i ciemne strony. W 2007 roku Estonia stała się przedmiotem największego na świecie zagranicznego ataku cybernetycznego na państwo, co spowodowało ogromny kryzys i zamieszanie w tym kraju. Na skutek tych doświadczeń w 2018 roku powołano w tym kraju Centrum Operacji w Cyberprzestrzeni NATO (NATO Cyberspace Operations Centre), zaś Pakt Północnoatlantycki zrównał atak cybernetyczny na swoje państwo członkowskie z atakiem konwencjonalnym. Aktualnie państwo to jest uważane za jedno z 5 najlepiej zabezpieczonych przed cyberatakami krajów świata.

    Słynny estoński CIT

    Wielu z Was zapewne słyszało o słynnym „estońskim CIT”, który jest niezwykle mądrym, prostym i praktycznym rozwiązaniem podatkowym na skalę światową. Najogólniej CIT estoński polega na tym, że tak długo jak spółka w Estonii nie wypłaca dywidendy, nie powstaje obowiązek zapłaty podatku dochodowego. Innymi słowy, wszystkie niepodzielone zyski osób prawnych są zwolnione z podatku.

    Jeżeli więc zarobione przez spółkę środki finansowe są dalej inwestowane przez tę firmę (np. w jej rozwój, w sprzęt, w nowoczesne technologie, itp.), firma ta nie płaci podatku dochodowego (CIT). Pozwala to dalej inwestować cały zysk w rozwój firmy (dla przykładu w naszym kraju na reinwestycje można przeznaczyć jedynie część zysku, gdyż od razu musimy zapłacić podatek dochodowy, co od początku stawia polskie firmy w gorszej pozycji).

    Spółka w Estonii nie płaci również podatku wtedy, gdy – zamiast wypłacać dywidendę – po prostu zatrzymuje swoje środki finansowe na rachunku bankowym, bo np. chce oszczędzać pieniądze na większą inwestycję planowaną za 2 lata.

    Co ciekawe, jeśli wspólnikowi będącemu osobom fizyczną spółka jednak wypłaca dywidendę, to nie podlega on już opodatkowaniu podatkiem od osób fizycznych (czyli PIT), gdyż spółka zapłaciła już wcześniej podatek od osób prawnych (CIT). Nie mamy więc tu do czynienia – tak jak w Polsce – z podwójnym opodatkowaniem tych samych pieniędzy. Co do zasady, stawka podatku CIT wynosi 20 %, a w sytuacji, kiedy spółka regularnie wypłaca dywidendę – 14%.

    Na marginesie pragnę zauważyć, że to proste i praktyczne rozwiązanie podatkowe w Estonii nie ma nic wspólnego z wymyślonym w 2020r. przez polskich polityków tzw. „CIT-em estońskim” w Polsce, który – ze względu na dodanie przez naszych urzędników mnóstwa trudnych do spełnienia przez spółkę warunków – w istocie jest jedynie „karykaturą estońskiego CIT-u”.

    Podatki w Estonii

    Według słynnego rankingu: International Tax Competitiveness Index (Wskaźnik międzynarodowej konkurencyjności podatkowej) za 2021 rok, organizowanego corocznie przez The Tax Foundation – Estonia zajmuje w nim zaszczytne 1. (pierwsze miejsce) spośród wszystkich państw należących do OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju). Dla porównania jedynie wspomnę, że Polska w tym rankingu zajmuje w nim przedostatnie, czyli 36 miejsce (na 37 państw OECD), co powinno być powodem do wstydu dla naszych populistycznych polityków.

    Co warte podkreślenia – ósmy rok z rzędu Estonia ma najlepszy kodeks podatkowy w całej OECD. Najwyższy wynik Estonii w tym rankingu wynika z 4 pozytywnych cech tamtejszego systemu podatkowego. Po pierwsze, Estonia ma 20 % stawkę podatku dochodowego od osób prawnych, która jest stosowana tylko do zysków dzielonych między wspólników. Po drugie, ma zryczałtowany 20-procentowy podatek od dochodów indywidualnych (PIT), który nie ma zastosowania do dochodów z dywidendy osobistej. Po trzecie, podatek od nieruchomości dotyczy tylko wartości gruntu, a nie wartości nieruchomości lub kapitału. Wreszcie, ma terytorialny system podatkowy, który zwalnia 100 procent zagranicznych zysków uzyskanych przez krajowe korporacje z krajowego opodatkowania, z kilkoma ograniczeniami.

    W Estonii rządzący doskonale wiedzą więc jak zachęcić ludzi do inwestowania, pracy i zakładania działalności gospodarczej w ich kraju. System podatkowy w tym państwie powoduje, że kraj ten jest w światowej czołówce państw, gdzie warto prowadzić własny biznes. W Estonii obowiązuje linowy podatek od osób fizycznych (PIT) w stawce 20%, co oznacza, że każdy zapłaci tę samą stawkę podatku bez względu na to, ile zarobił. Powoduje to, że człowiek chce się rozwijać, efektywniej pracować i dzięki temu zarabiać więcej, a nie jest „karany” za swoją przedsiębiorczość wyższą stawką podatku, jak to ma miejsce w krajach, gdzie obowiązuje tzw. progresywny system podatkowy (np. w Polsce). Jeśli chodzi o podatek VAT w Estonii to jego stawka podstawowa wynosi on 18 %, a obniżona 5 % i 0 % (czyli także mniej niż w Polsce).

    Ceny w Estonii

    Generalnie ceny w Estonii są wyższe niż w Polsce. Widać to szczególnie w przypadku żywności, artykułów podstawowej potrzeby oraz kosztów wynajmu, gdzie czasami są one wyższe o 50 – a nawet i 100 % niż u nas. Musimy jednak pamiętać, że kraj ten w 2011r. przyjął wspólną walutę Euro, zaś w Strefie Euro zawsze było drożej. Na wysokość tutejszych cen ogromny wpływ ma także sąsiedztwo i związki Estonii z krajami skandynawskimi, które słyną z bardzo wysokich cen (a dla nich Estonia jest tanim państwem).

    Przede wszystkim nie można jednak zapomnieć o tym, iż zarobki w Estonii są także wyższe niż w Polsce, dzięki czemu często przeciętny poziom życia jest tu wyższy niż u nas. Innymi słowy, pod względem materialnym żyję się tu łatwiej niż w naszym kraju. Kiedy podróżowałem po Krajach Bałtyckich to zauważyłem, że najniższe ceny były na Litwie, średnie na Łotwie, zaś najwyższe – w Estonii (obecnie we wszystkich tych trzech republikach obowiązuje Euro).

    Mieszkańcy Estonii

    W Estonii żyje nieco ponad milion trzysta tysięcy mieszkańców, czyli mniej więcej tyle co w naszym województwie świętokrzyskim (które przecież jest jednym z najmniej licznych województw w Polsce). Około 1/3 ludności mieszka w Tallinie – stolicy tego państwa. Warto jednak wiedzieć, że rodowici Estończycy stanowią jedynie około 2/3 liczby mieszkańców tego kraju. Reszta stanowią zaś mniejszości narodowe, przede wszystkim Rosjanie (ponad ¼), którzy zostali tu osiedleni przez władze radzieckie za czasów ZSRR.

    Bardzo ciężko jest jednak uzyskać obywatelstwo estońskie. Estonia od lat prowadzi bowiem konsekwentnie politykę, która uniemożliwia tym rosyjskim mieszkańcom państwa (i ich potomkom) uzyskanie estońskiego obywatelstwa, gdyż rządzący obawiają się, że przesiedleni Rosjanie jako legalni obywatele mogliby szybko przejąć władzę w państwie estońskim. Zazwyczaj nie znają oni bowiem języka estońskiego i dlatego nie są oni w stanie zdać trudnego egzaminu na obywatelstwo estońskie.

    Język Estoński

    W Europie najczęściej spotyka się trzy główne grupy językowe, tj. romańską (język włoski, hiszpański, francuski, itp.), germańską (język niemiecki, szwedzki, duński) i słowiańską (język polski, czeski, rosyjski, itp.). Język estoński nie należy jednak do żadnej z tych trzech głównych grup językowych, lecz do czwartej, tzw. grupy języków ugrofińskich. Zalicza się do nich język węgierski, fiński i właśnie estoński. Językiem estońskim włada jednak tylko około 2/3 mieszkańców tego państwa, gdyż około 1/3 mieszkańców posługuje się na co dzień językiem rosyjskim (głównie Rosjanie przesiedleni tu za czasów ZSRR).

    Jako ciekawostkę dodam, że około 2 % Estończyków mówi w języku võro, który także należy do grupy języków ugrofińskich. Podróżując po Estonii, warto więc wiedzieć, że większość mieszkańców Estonii rozumie język rosyjski (który mieli obowiązkowo w szkole w czasach ZSRR), jednak porozmawiamy w nim jedynie z estońskimi Rosjanami, gdyż rodowici Estończycy często nie przyznają się, że w ogóle go znają (a to ze względu złe wspomnienia z czasów ZSRR). Natomiast młodzi Estończycy zazwyczaj znają język angielski.

    Czy chciałbym zamieszkać w Estonii na stałe?

    Estonia jest bardzo ciekawym i stosunkowo mało znanym w Polsce państwem. Jednak osobiście nie chciałbym zamieszkać w tym kraju na stałe. Przede wszystkim ze względu na klimat, który jest diametralnie odmienny niż w tak lubianych przeze mnie krajach południa (np. na Macie – czytaj). Z uwagi bowiem na położenie tego państwa znacznie bardziej na północ niż np. położenie Polski, w okresie zimowym jest tam mało słońca, zaś dzień trwa wówczas bardzo krótko. I tak przykładowo, w drugiej połowie grudnia dzień w Estonii trwa ledwie około 6 godzin, gdyż słońce wschodzi tam dopiero kilka minut po godz. 9.00 rano, zaś zachodzi już kilkanaście minut po godz. 15.00 po południu. Przez pozostały czas jest tam zaś ciemno, czyli mamy długą noc. Z dokładnie odwrotną sytuacją mamy jednak w Estonii do czynienia latem, gdyż około 20 czerwca słońce wschodzi tam już o godz. 4.00 rano, zaś zachodzi dopiero około godz. 22.40. Dzień trwa tam wtedy zatem około 18 godzin i 40 minut i jest bardzo zbliżony do zjawiska tzw. białych nocy. Najlepszy zatem czas do zwiedzania Estonii to okres pomiędzy połową czerwca a końcem sierpnia, kiedy dzień jest bardzo długi, zaś temperatura zazwyczaj wynosi ponad dwadzieścia stopni Celsjusza. Z kolei zimy w Estonii są długie, mroźne i śnieżne, zaś niebo jest wówczas zachmurzone i wietrzne.

    Estończycy również uchodzą za introwertyków, odwrotnie niż np. niezwykle otwarci Hiszpanie czy też Włosi. Kiedy próbowałem z nimi porozmawiać, wydawali mi się ludźmi bardziej zamkniętymi od Polaków. Nie są oni też tak głośni jak nasi rodacy (o mieszkańcach południa Europy już nie wspomnę). Jednak kiedy człowiek ich lepiej pozna i bardziej się do nich zbliży zauważy łatwo, że są to gościnni i przyjaźnie nastawieni ludzie. Wymaga to jednak trochę czasu. A warto, bo Estonia to bardzo ciekawe do zwiedzania państwo, zaś zabytkowy średniowieczny Tallin (szczególnie Stare Miasto) to perełka średniowiecznej architektury. Z Tallina można też łatwo dostać się promem do Helsinek – stolicy Finlandii, który płynie tam około 2 godz. i 15 minut, co osobiście polecam.

    Podsumowanie

    Reasumując, Estonia jest znakomitym krajem do prowadzenia biznesu, a także interesującą destynacją turystyczną, jednak – ze względu na specyficzny tamtejszy klimat – nie żyje się tam łatwo i nie jest to raj na ziemi. Niewątpliwie jednak jest to nieźle rozwinięte państwo o dobrym i prostym prawie, niezwykle prorynkowej gospodarce i znakomitym systemie podatkowym, co uznać należy za unikat na obszarze całej Unii Europejskiej. Uważam także, iż moglibyśmy u siebie zaczerpnąć od nich wiele mądrych rozwiązań prawnych i podatkowych, które tam świetnie funkcjonują.

    Na koniec chcę Wam przypomnieć o tym, że napisałem książkę na temat CBDC – waluty cyfrowej banków centralnych, która w zamyśle rządów i banków centralnych ma zastąpić gotówkę. Książka nosi tytuł: „CBDC. Why is a digital currency with an expiry date a very dangerous solution?”. Jest dostępna w 2 formach: tj. w formie e-book’a (Kindle) i w tradycyjnej formie papierowej (Paperback). Dostępna jest ona na platformie amazon.com pod linkiem, który znajdziesz tutaj – kliknij.

    Tylko kilka procent ludzi na całym świecie słyszało o czymś takim jak CBDC, a więc większość ludzi tym bardziej nie zdaje sobie sprawy z tego, jak to może być dla nas groźne. Wyjaśniam przy tym, że książkę tę napisałem ją w języku angielskim, gdyż ze względu na ważną społecznie tematykę zależało mi na tym, aby ją przeczytało jak najwięcej ludzi na całym świecie. Jeśli interesuje Cię książka w formie e-book’a to aby ją ściągnąć i przeczytać musisz najpierw zainstalować na smartfonie, tablecie lub czytniku e-book’ów darmową aplikację “Amazon Kindle”.

    Jeżeli podoba Ci się idea niniejszego bloga to proszę o jego udostępnienie, polubienie lub skomentowanie – dzięki temu ma on szanse dotarcia do szerszego kręgu odbiorów, a być może wśród nich są osoby, które bardzo potrzebują zawartych w nim informacji. Polecam także zapisanie się na mojego Newslettera – wtedy nie umknie Ci żaden odcinek tego bloga, a także polubienie mnie na Facebook-u i Instagramie.

    Zdjęcie główne wykonałem w Tallinie.

    Copyright © 2022-2023 Rafael del Viaje

    7 komentarzy do “Estonia – mądre podatki, prorynkowa gospodarka i nowa potęga cyfrowa”

    1. „Musimy jednak pamiętać, że kraj ten w 2011 r. przyjął wspólną walutę Euro, zaś w Strefie Euro zawsze było drożej”.
      Nie zgodzę się, że zawsze.
      1) Norwegia, Szwajcaria, Wielka Brytania są często o wiele droższe niż kraje w strefie euro;
      2) Czarnogóra ma euro (mimo że nawet nie jest w UE) i jest tańsza niż Chorwacja; Bułgaria ma wejść i myślę że nadal będzie tanio;
      3) Malta jak weszła do strefy euro, to przestała być drogim krajem; przecież kiedyś to był luksus, wyloty tylko z Warszawy, teraz z kliku miast w Polsce; było tam drożej niż we Włoszech i może właśnie wejście do strefy euro wymusiło dostosowanie cen do włoskich 🙂
      4) Cypr – analogicznie + kwestia porównania cen z greckimi.

        1. Dziękuję za komentarz i pozytywną ocenę. Zamierzam w podobny sposób opisywać realia w innych krajach – polecam np. mój artykuł o Gruzji lub o Szwajcarii.

      1. Dziękuję za „takie spostrzeżenie” 😉 Generalnie w państwach, które przeszły z waluty narodowej na euro, ceny wzrosły po tej zmianie. I tak przykładowo – przed wejściem do strefy Euro na Słowacji ceny były niższe niż w Czechach, a w Czechach niższe niż w Polsce. Natomiast po wejściu do strefy Euro ceny na Słowacji stały się wyższe niż w Polsce (o Czechach nie wspominając). Drugi przykład, kiedy weszło Euro w Niemczech Niemcy bardzo na nie narzekali i nazywali je „teuro” (tzn. drogo), bo ceny nominalnie były takie jak w markach, tylko euro było dwa razy droższe od marki (pamiętam, bo wtedy mieszkałem w RFN). 1. Norwegia, Szwajcaria i Wielka Brytania to bogate i wysoko rozwinięte państwa i dlatego ceny są tam wysokie, 2. Czarnogóra nie jest w Unii Europejskiej, a sądzę, że w Bułgarii ceny mocno wzrosną po wejściu do strefy Euro, 3. To, że na Maltę można polecieć z kilku lotnisk w Polsce to wynika z wolnego rynku i rozwoju tanich linii lotniczych, a nie z waluty euro (Polecam swój film i wpis na temat Malty – Malta to wyspa i większość artykułów np. żywność musi importować, co kosztuje). 4. Nie byłem nigdy na Cyprze, więc się nie mogę ustosunkować (Grecja miała ogromny kryzys finansowy i dlatego państwo pobiera tam wyższe podatki).

        1. W niepodległej Słowacji 🙂 W niepodległej Ukrainie. Na Morawach. Na Rzeszowszczyźnie. Aha, ciekawe jest też to – mówimy na Litwie, na Łotwie, ale ta Estonia to juz za daleko, żeby „polski pan” uważał ją za „swoją”, jak Białoruś czy Ukrainę. Jestem przekonany, że to „na” wynika właśnie z podważania bytu państwowego. W Czechach, na Morawach, na jakiejś tam Słowacji (zrównanej z Morawami). Będę bronił „w Słowacji” jak niepodległości. Dosłownie.
          Owszem, na Cyprze i na Malcie bo wyspy. Na Węgrzech bo we Węgrzech trudno powiedzieć. Ale jestem przekonany że to „na Słowacji” to drugi sort.
          Malta była kierunkiem „luksusowym”. Śledzę turystykę od 20-25 lat. Jak coś ma wyloty tylko z Warszawy to znaczy że reszty kraju nie stać. Malta bardzo odstawała wzwyż.
          Jak weszła do UE, jak przyjęła euro, to tez stała się bardziej popularna.
          Malta miała walutę o wartości 11 zł, Cypr chyba 9, Łotwa 6,50. Większość walut narodowych była poniżej 1 euro. Zadziałały czasem zaokrąglenia.
          Co do Niemiec – jeszcze gdzieś tak w 2007 r. mieli ceny w dwóch walutach (Euro, DM).
          Irytują mnie stereotypy. Na przykład że w Tunezji i Turcji to niby dolary lepsze. W czym lepsze? Euro kosztowało np. 4 zł i się dostawało 2 jednostki lokalnej waluty. Dolar kosztował 3 zł i się dostawało 1,5 jednostki danej waluty. W każdym kantorze można było kupić jedno i drugie. Ale to dla wielu nieistotny fakt – po prostu czuli wyższość dolara nad euro z powodu jakichś przekonań politycznych. Takie „ruskie” zapatrzenie – „dołar”!
          Jeden jedyny przypadkowy argument tego „lepsiejstwa” dolara był tylko taki – w targowaniu w Turcji zamiast 10 euro powiedzieć 10 dolarów.
          A w 2004 r. wiza do Turcji kosztowała 10 euro lub 10 dolarów. Ale w 2005 zrobili 10 euro lub 15 dolarów.
          Człowiek ma to do siebie, ze zawsze narzeka. Kwintesencją polskiego narzekania jest stwierdzenie: „w Polsce jest drożej niż w Niemczech ale jak wejdziemy do strefy euro to będzie tak drogo jak w Niemczech”.

          1. 1. „Tradycyjna forma, której i dziś można używać, brzmi na Słowacji. Nowszy wariant w Słowacji, upowszechniony po powstaniu państwa słowackiego w 1993 roku, jest raczej urzędowy, a w oczach niektórych osób zapewne też bardziej „polityczny”. Można utrzymywać, że podkreśla suwerenność państwową kraju, ponieważ z nazwami państw łączymy zwykle przyimek w, a nie na.
            Przypomina to sytuację Litwy, o której pisano najpierw w Litwie i do Litwy, nawet gdy była częścią państwa polsko-litewskiego. W XIX wieku upowszechniły się formy, które przeważają i dziś, tzn. na Litwie i na Litwę, ale w dwudziestoleciu międzywojennym niektórzy autorzy wrócili do form starszych, być może w geście kurtuazji wobec odrodzonego państwa litewskiego”.
            Mirosław Bańko, PWN
            2. Jeśli chodzi o waluty to najbardziej cenię franka szwajcarskiego, który – jak na tzw. pieniądz fiducjarny – w miarę trzyma wartość (chyba do 1999r. frank jako ostatnia waluta miał pokrycie w złocie). W dłuższej perspektywie jednak wszystkie waluty fiducjarne dewaluują swoją wartość. Euro jest walutą regionalną. W Europie i w państwach niedaleko Europy (np. Tunezja i Turcja) rzeczywiście euro jest popularne i nie ma problemu z jego wymianą lub płaceniem, jednak na innych kontynentach (np. Ameryka Południowa) mogą być problemy z euro (w przeciwieństwie do dolara, który jest walutą światową, czy nam się to podoba, czy też nie). O sile waluty danego kraju nie decyduje to, czy jest warta 4 złote, czy też 10 zł (nie jest wcale tak, że ta warta 10 zł jest rzekomo „lepsza” od tej wartej 4 zł).
            3. 20-25 lat temu Polacy byli znacznie biedniejsi niż dzisiaj (pensja minimalna 512 zł netto). Ponadto, wtedy ogólnie było znacznie mniej lotów z Polski do Europy (i wówczas jeszcze nie było u nas tanich linii lotniczych).

    2. Przy czym żeby spojrzeć wielostronnie – to nasze „na Litwie” to małe piwo przy Litwinach. Ostatnio sąd w tymże państwie zgodził się wreszcie na polskie nazwisko z literką „Ł”.
      Zmieniają tych np. Nowakiewiczów na Novakievicius itp. Jest to przejaw litewskiego nacjonalizmu.
      Zatem, obracając w żart, powiedziałbym „na nacjonalistycznej Litwie” i 'w spoko Łotwie’, bo ci ostatni to chyba jakoś do Polaków lepszy stosunek mają 🙂
      Też mnie dziwi czy irytuje, że z polskiego Kowalskiego w Rosji robią „Kowalskij’.
      A my nie możemy z kolei rosyjskiego „Kowalskij” zapisać „Kowalskij” tylko „Kovalskiy”.
      Co do walut – smutna refleksja, niby USD czy CHF silne, ale kupisz teraz i wcale nie masz gwarancji czy to dobry krok. Całkiem możliwe, że z 4,40 spadną do 3,75 (15 procent) za rok, a drugie 15 procent zje inflacja.
      Niby korona norweska czy jen japoński też silne ale kupując można nadziać się na spadki po prostu.

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *