Przejdź do treści

Podróże ku wolności

NIE dla przymusu samochodów elektrycznych. 15 powodów, dlaczego zakaz samochodów spalinowych jest arcygroźny?

    Posiadanie samochodu daje mi ogromną wolność. Dzięki temu mogę w wybranym przez siebie momencie wsiąść do niego i pojechać tam, dokąd mam ochotę. Nie jestem uzależniony od drugiej osoby lub też od jakiegoś rozkładu jazdy autobusów czy pociągów. Środki komunikacji publicznej niekoniecznie jeżdżą w miejsce, dokąd chcę pojechać lub też w terminie, kiedy potrzebuję się tam dostać. Do własnego samochodu mogę zapakować to, co potrzebuję – oczywiście w ramach rozsądku i wolnego miejsca. Ponadto, mogę ze sobą zabrać inne osoby (np. rodzinę, przyjaciół) w takiej liczbie, ile mam miejsc w samochodzie.

    Oczywiście, posiadanie własnego środka lokomocji także kosztuje, i to wcale niemało. Mam tu na myśli nie tylko takie wydatki jak koszty paliwa, ubezpieczenia obowiązkowego, przeglądów technicznych, lecz także i takie należności jak koszty naprawy, serwisu, czy też różnych dodatkowych gadżetów do auta (np. GPS, videorejestrator). Jednak jestem w stanie za ten cudowny wynalazek płacić, gdyż umożliwia mi on w pełni realizować moją wolność. Wolność do swobodnego przemieszczania się.

    Dziś bowiem samochód to żaden luksus – to rzecz bardzo przydatna, a dla niektórych wręcz konieczna.

    Tymczasem do władzy doszli ludzie, którzy chcą nas pozbawić powszechnego prawa do posiadania własnego środka lokomocji. Co gorsza, czynią to w imię jakiś pseudonaukowych zielonych ideologii, które są w dużej mierze nie tylko sprzeczne z wiedzą naukową i zasadami rozsądku, lecz także są szkodliwe. A przede wszystkim, są w dużej mierze nieprawdziwe.

    W tym miejscu pragnę wyraźnie podkreślić, że osobiście nie mam nic przeciwko samochodom elektrycznym. Wręcz przeciwnie, nawet cieszę się, że one istnieją. To dobrze bowiem, że człowiek tworzy coraz to nowsze wynalazki techniczne, dzięki czemu nasze życie może stawać się łatwiejsze i lepsze. Muszę tu jednak postawić jeden istotny warunek. Jest nim wolność wyboru przez każdego z nas, jakiego typu pojazdu chcemy używać, tj. benzynowego, diesla, elektrycznego, na gaz, na wodór, czy też zasilanego w jeszcze inny sposób.

    Tymczasem jednak mamy być pozbawieni tej wolności wyboru, gdyż to rządzący jednostronnie postanowili narzucić nam to, jakimi pojazdami możemy poruszać się po drogach.

    I tak, Unia Europejska uchwaliła rozporządzenie, na podstawie którego od 2035 roku w ogóle nie będziemy mogli zarejestrować samochodu z silnikiem spalinowym, tj. na benzynę i diesla (ani też kupić nowego). Prawo unijne zakłada zaostrzenie norm emisji dwutlenku węgla dla samochodów osobowych: do 2030 roku o 55 % (w porównaniu ze stanem obecnym), a od 2035 – aż o 100%. Wprawdzie chodzi o nowo produkowane auta, ale stopniowo będą z nich znikać także używane samochody spalinowe. Wynika to z tego, że już od przyszłego roku będą nam „obrzydzać” posiadanie samochodów spalinowych poprzez ciągłe nakładanie i podwyższanie na nie podatków.

    Zakaz ten jest elementem projektu „Fit for 55″, który w ogromnym stopniu zagraża całej polskiej gospodarce, a nawet i światowej. Polska powinna była z całą mocą zablokować te rozwiązania. Jednak na szczycie klimatycznym COP26 w Glasgow polski rząd nie tylko nie wyraził sprzeciwu w sprawie zakazu sprzedaży aut na benzynę i diesla, lecz także go poparł.

    Tymczasem wielu Polaków nie będzie stać na auta elektryczne. Nie będą mieli czym dojechać do pracy, do szkoły, czy do miasta z odległych wiosek. Zakaz aut spalinowych to plan na zubożenie i utrudnienie życia Polakom. Premier Morawiecki na to się zgodził, a potem przed polską opinią publiczną udawał, że jest przeciwny temu zakazowi.

    Dlaczego zakaz samochodów spalinowych i jednocześnie przymus samochodów elektrycznych jest arcygroźny?

    Uważam, że wprowadzany zakaz rejestracji samochodów spalinowych wraz z jednoczesnym narzucaniem nam samochodów elektrycznych to fatalne rozwiązanie. Niniejszym przedstawiam Ci szereg argumentów, dlaczego tak jest.

    1) Wolność

    Zakaz samochodów spalinowych jest oczywistym naruszeniem naszej wolności. To każdy z nas powinien mieć wolność wyboru, czy chce jeździć pojazdem benzynowym, dieslem, elektrycznym, na gaz, na wodór, czy też zasilanym w jeszcze jakiś inny sposób.

    Przecież gdyby samochody elektryczne rzeczywiście byłyby lepsze od spalinowych, to ludzie sami by je wybrali. I nie trzeba byłoby ich do tego zmuszać.

    No chyba, że sztucznie forsowany i narzucany przez władze towar jest po prostu gorszy. Wtedy po prostu ludzie nie chcą go kupować. Jest bowiem coś takiego jak mądrość zbiorowa, która sama potrafi wybrać najlepsze rozwiązanie i uniknąć tego najgorszego.

    Z podobnymi sytuacjami wielokrotnie mieliśmy do czynienia w przeszłości. Tak było np. z przejściem w naszym społeczeństwie z tradycyjnych telefonów z klawiszami na dotykowe smartfony. Albo też z rezygnacją z oglądania filmów na kasetach video (VHS) i przeskokiem na płyty DVD. Ludzie sami uznali, że są one dla nich lepsze i po prostu zaczęli je masowo kupować.

    I tak byłoby pewnie także i w przypadku samochodów elektrycznych, gdyby rzeczywiście górowały one nad spalinowymi. Ponieważ są one jednak – w mojej ocenie – dużo od nich gorsze, dlatego też politycy – lobbowani przez potężne grupy interesów – postanowili nas do nich zmusić za pomocą administracyjnych nakazów.

    Nie możemy się na to zgodzić.

    2) Samochody elektryczne mają krótki zasięg

    Generalnie samochody elektryczne mają krótki zasięg. Oznacza to, że na jednym ładowaniu elektryka można przejechać znacznie krótszą trasę niż pojazdem spalinowym.

    Oprócz tego musimy też pamiętać, że wskazywany zasięg auta elektrycznego jest bardziej optymistycznie przedstawiany w katalogach producenta niż okazuje się w rzeczywistym ruchu drogowym. Mierzony jest on bowiem w warunkach laboratoryjnych, co oznacza, iż w praktyce może on sporo różnić się od zasięgu rzeczywistego uzyskiwanego podczas normalnego użytkowania. Wynika to z tego, że wiele czynników takich jak np. ujemna temperatura, dynamiczny styl jazdy, zmienne warunki na drogach, czy też używanie różnych funkcji elektrycznych w aucie (klimatyzacja, nawigacja, radio, itp.) mogą zwiększać zużycie prądu w bateriach, a tym samym – znacznie skrócić zasięg pojazdu. Dziś producentów obowiązuje standard określany jako WLTP (z ang. Worldwide Harmonized Light-Duty Vehicles Test Procedure).

    Co istotne, małe miejskie elektryki w praktyce potrafią czasem przejechać jedynie w granicach 100-200 km (np. Smart EQ fortwo – 135 km).

    Najczęściej jednak zasięg przeciętnego samochodu elektrycznego waha się w granicach między 200 a 400 km.

    I tak przykładowo, Mazda CX 30 jednorazowo może pokonać dystans zaledwie 200-260 km, Dacia Spring (230-305 km), Seres-3 (281-301 km), Aiways U5 (321-410 km), Renault Megane E-Tech (355-427 km), Skoda Enyaq (383-534 km), zaś Hyundai Ioniq 5 (379-481 km). Krótko mówiąc, w przypadku auta elektrycznego zasięg w granicach 400 km jest naprawdę dobrym wynikiem.

    Dla mnie jest to jednak zdecydowanie za mało i dlatego bałbym się wyruszyć w dalszą podróż takim samochodem. Zamiast cieszyć się z jazdy cały czas byłbym zestresowany tym, gdzie jest najbliższa stacja ładowania, ile jeszcze będę mógł przejechać tym pojazdem i czy mi on nie stanie gdzieś w środku lasu.

    W przypadku zaś przeciętnego auta spalinowego (auta kompaktowe lub klasa średnia wyższa, np. Toyota Corolla, VW Passat, Mazda 6) standardowy zasięg waha się w granicach między 800 a 1200 km. Nigdy zatem przez myśl by mi nie przeszło, aby zawracać sobie głowę takimi problemami, które są koszmarem posiadaczy elektryków. Na jednym tankowaniu paliwa mogę bowiem dojechać z południa Polski nawet do Chorwacji.

    Gwoli uczciwości muszę dodać, że istnieją także samochody elektryczne o trochę większym zasięgu od wcześniejszych, np. Tesla 3 Long Range (do 560 km), Mercedes EQA (413 km – 540 km), BMW i4 (428 km -492 km), Audi Q4 e-tron Sportback (421 km -471 Km), Jaguar I-Pace (do 470 km), czy też Volkswagen ID.3 ST (do 550 km). Są to jednak najczęściej luksusowe auta elektryczne, których cena zaczyna się od 250.000 zł, a często dochodzi do kwoty kilkuset tysięcy złotych.

    Ale nawet i bardzo drogie samochody elektryczne klasy Premium zazwyczaj mają znacznie krótszy zasięg od przeciętnych aut spalinowych klasy kompaktowej.

    Oczywiście, prawdopodobnie wraz z rozwojem techniki elektryki będą miały coraz dłuższy zasięg. Jednak będzie wymagało to coraz cięższych baterii. Obecnie są one jednak pod tym względem daleko za samochodami spalinowymi.

    3) Zimą akumulatory aut elektrycznych szybciej się rozładowują

    Miesiące zimowe stanowią ogromne wyzwanie dla samochodów elektrycznych, zwłaszcza tych nie garażowanych. W Polsce mamy taki klimat, że zimą temperatury spadają poniżej zera stopni Celsjusza. Niestety, ma to także wpływ na szybsze rozładowywanie baterii pojazdu, a tym samym na spadek jego zasięgu. W najgorszym wypadku może się nawet okazać, że nie odpalimy takiego auta.

    Podobnie zatem jak akumulator w pojeździe benzynowym, czy też bateria w smartfonie, pod wpływem zimna ogniwo elektrochemiczne traci swoją pojemność, czyli zmniejsza się zasięg, a z puntu widzenia właściciela samochodu bateria szybciej “rozładowuje się”.

    Standardowo, jeśli temperatury spadną do kilku stopni poniżej zera, baterie tracą od kilkunastu do nawet i połowy swojego zasięgu.

    Oprócz odporności takiej baterii na mrozy, drugim poważnym problemem jest zwiększone zużycie prądu zimą. Pobór energii elektrycznej rośnie np. ze względu na włączenie odparowywania szyb, czy też wspieranie nagrzewnicy kabiny poprzez osuszenie powietrza za pomocą klimatyzacji.

    Trzecim zaś kłopotem elektryków jest to, że na mrozie ładowanie baterii zajmuje znacznie więcej czasu niż latem.

    Oczywiście, rozwój techniki powoduje produkcję coraz lepszych baterii, ale i tak zima jest ich najsłabszym punktem. Dziś samochody elektryczne wyposażone są bowiem w nowoczesne systemy zarządzania energią. W przeciwieństwie jednak do pojazdów spalinowych, nie możemy sobie zabrać takiego akumulatora na noc do domu.

    4) Samochody elektryczne długo się ładują

    Zazwyczaj tankowanie samochodu spalinowego trwa od kilkudziesięciu sekund do 2-3 minut. Jest ono szybkie i dziecinnie proste. Dzięki temu nawet jeśli na stacji benzynowej stoją przede mną w kolejce 2 lub 3 auta, to wiem, że wkrótce będzie moja kolej.

    Niestety, ładowanie auta elektrycznego trwa wielokrotnie dłużej niż tankowanie paliwa. Pełne naładowanie takiego pojazdu zajmuje najkrócej kilkadziesiąt minut.

    Wszystko zależy od tego, gdzie ładujemy i jakim prądem. Generalnie jednak naładowanie elektryka może zająć godzinę, całą noc, a nawet i całą dobę.

    Najszybciej można naładować samochód w stacjach szybkiego ładowania, jeśli będziemy korzystać z tzw. szybkich ładowarek. Wykorzystują one prąd stały (DC) i mają moc od 25 do 150kW, ale są znacznie droższe (kilka złotych za 1 kWh) od prądu ze zwykłego gniazdka (około 55 gr za 1 kWh). W tym wypadku możemy zostawić pojazd na noc podłączony do zwykłej domowej sieci.

    5) Brak infrastruktury dla samochodów elektrycznych

    W Polsce brakuje infrastruktury dla pojazdów elektrycznych. Samochody te mają problem z dostępnością stacji ładowania. Jest ich dużo mniej niż stacji benzynowych, a większość z nich to ładowarki prądem przemiennym, które ładują wolniej niż ładowarki prądem stałym. Statystycznie, jedną ogólnodostępną ładowarkę można spotkać raz na ponad 100 km drogi publicznej. To stanowczo za mało, gdyż kierowcy samochodów elektrycznych mają duży problem z ładowaniem swoich pojazdów w trasie.

    W lipcu 2023 roku w Polsce było prawie 3.000 stacji ładowania samochodów elektrycznych, przy czym 2/3 z nich to ładowarki prądem przemiennym, które ładują samochód wolniej niż ładowarki prądem stałym.

    Ponadto, biorąc pod uwagę małą ich liczbę, a także długi czas ładowania, można się tu spodziewać w niedalekiej przyszłości ogromnych kolejek przed takimi punktami.

    Ponadto, niedostosowana do aut elektrycznych jest także infrastruktura budynków w Polsce. Ładowanie samochodu elektrycznego z gniazdka w mieszkaniu przy pomocy kabla przerzuconego z okna na chodnik jest bowiem bardzo niebezpieczne.

    6) Samochody elektryczne są bardzo drogie

    Nie od dziś wiadomo, że elektryki są znacznie droższe od spalinowych. Wprawdzie obecnie na rynku samochodów elektrycznych dostępne są 22 marki, ale dysponując kwotą poniżej 150.000 zł można kupić jedynie 5 modeli (np. Smart Fortwo, Fiat 500e, Dacia Spring), jednak z mojego punktu widzenia są to auta zbyt małe. Za te same pieniądze jestem w stanie kupić całkiem niezły samochód spalinowy, o nieporównywalnie lepszych osiągach, wielkości i zasięgu od takiego małego elektryka.

    Z kolei samochody elektryczne, które dysponują przyzwoitymi możliwościami, kosztują ponad 200, 300 lub nawet i 400 tysięcy złotych. To stanowczo za dużo w stosunku do tego, co one oferują w porównaniu do tradycyjnych benzyniaków lub diesli.

    Pragnę również podkreślić, że samochód elektryczny zazwyczaj kosztuje od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu tysięcy złotych więcej od spalinowej wersji analogicznego modelu. Taka przesiadka zatem naprawdę drogo kosztuje, a zdecydowanej większości Polaków na nią nie stać.

    7) Samochody elektryczne są sztucznie dotowane

    W gospodarce, w tym także i w branży samochodowej, powinien obowiązywać zdrowy wolny rynek. Tymczasem zielona polityka unijna, a co za tym idzie także i polskiego rządu, dotuje rynek samochodów elektrycznych.

    Jak wiecie, jestem przeciwnikiem dotacji we wszelkich dziedzinach ekonomii, gdyż tak naprawdę automatycznie powoduje to sztuczne zawyżanie ceny przez producentów. Ludzie myślą, że coś taniej kupili, a tak naprawdę to głównie zarabiają na tym wielkie koncerny, gdyż mogą spokojnie podwyższyć cenę samochodu o kwotę takiej dotacji. Co gorsza, za to, żeby komuś dopłacić do prywatnego zakupu samochodu, to my wszyscy musimy uiścić wyższe podatki.

    I tak, w Polsce w ramach programu „Mój elektryk” istnieje dotacja dla nabywców indywidualnych, ale kupujących nowy samochód. Wynosi ona 18.750 zł, ale trzeba pamiętać, że istnieje limit ceny takiego pojazdu (225 tys. zł). Z kolei dopłata dla osób z Kartą Dużej Rodziny (para + minimum trójka dzieci) to 27 tys. zł, tyle że bez limitu ceny.

    Zwracam jednak uwagę, że taka dopłata jest kilkukrotnie niższa od różnicy między ceną elektryka a analogicznego modelu spalinowego. Zamiast więc kupować (jak dla mnie gorszy) samochód elektryczny, wolałbym podziękować za tę „łaskawą dopłatę” i kupić znacznie lepsze i tańsze auto spalinowe.

    8) Auta elektryczne są znacznie droższe i trudniejsze w naprawie oraz eksploatacji

    Zapewne wielokrotnie spotkałeś się z tym, że pewne drobne rzeczy w aucie spalinowym mogłeś wymienić (a nawet i naprawić) sam lub też z pomocą sąsiada. Ewentualnie, zawsze mogłeś znaleźć jakiś niedrogi warsztat samochodowy, który za niewygórowaną cenę mógł Ci to usunąć uszkodzenie w Twoim aucie.

    Zapomnij o tym w przypadku pojazdów elektrycznych. Taki samochód to przede wszystkim wysoce skomplikowana elektryka, a także i zaawansowane oprogramowanie i systemy informatyczne. W większości przypadków Twój dotychczasowy mechanik samochodowy nie naprawi Ci takiego auta. Zresztą problemem jest także brak na rynku wykwalifikowanych osób, które mogłyby specjalizować się w naprawie pojazdów elektrycznych, gdyż wymaga to dodatkowo pracy z systemami wysokiego napięcia.

    Oznacza to, że naprawa i eksploatacja elektryka będzie Cię kosztowała znacznie więcej niż auta spalinowego, gdyż będziesz musiał pojechać do wysoce wyspecjalizowanego zakładu zajmującego się naprawą takich pojazdów. A usługi w branży samochodowej już dzisiaj są drogie.

    Ponadto pamiętaj, że części do takich aut są drogie, zaś horrendalnie wysoka jest cena baterii. Przykładowo, w październiku 2023 roku głośno było o przypadku dwóch Szkotów, którzy musieli zapłacić ponad 17 tys. funtów (prawie 90 tys. zł) za naprawę baterii do Tesli, która z powodu wilgoci nie chciała odpalić po zakończeniu wizyty w restauracji. Z kolei w Niemczech we wrześniu tego roku naprawa uszkodzonego akumulatora w samochodzie bmw ix3 kosztowała prawie 28 tys. euro (ok. 125 tys. zł).

    Warto również wiedzieć, że posiadając pojazd elektryczny będziesz musiał także płacić dużo droższe ubezpieczenie OC niż w przypadku auta spalinowego. Wynika to nie tylko z powodu wyższych cen części do elektryków, a w szczególności horrendalnie wysokich kosztów w przypadku uszkodzenia baterii, lecz także i znacznego ryzyka pożaru, np. domu w trakcie ładowania auta ładowarką domową. Ponadto, na pewno częste będą przypadki konieczności holowania takiego auta do najbliższego punktu ładowania, gdy „padła” bateria.

    9) Wielokrotnie trudniej jest ugasić pożar samochodu elektrycznego

    Pożary samochodów elektrycznych są znacznie trudniejsze i bardziej kosztowne do ugaszenia niż w przypadku aut spalinowych. Wymagają one bowiem specjalnego podejścia ze względu na baterię i układ elektryczny. Przykładowo, w 2021 roku w Houston w Texasie zapaliła się Tesla, zaś do jej ugaszenia potrzeba było aż 106 tys. litrów wody.

    Ponadto, pożary takie trwają znacznie dłużej. Zazwyczaj ugaszenie elektryka może zająć strażakom od kilku aż do 24 godzin. Co istotne, producenci samochodów rekomendują, aby pozwolić baterii się wypalić. Wówczas auto musi stać w płomieniach tak długo, aż akumulator samodzielnie się wychłodzi. Jednak nawet po ugaszeniu pożaru istnieje poważne ryzyko ponownego zapłonu pozostałych ogniw akumulatora i dlatego pojazd powinien być izolowany jeszcze przez kilka dodatkowych dni, aby nie doszło do dalszych samozapłonów.

    Co istotne, w przypadku samochodu elektrycznego z baterią litowo-jonową nie wolno gasić pożaru wodą, gdyż jej wlewanie do płonącego akumulatora zmniejsza zawartość litu w elektrolicie, co powoduje uwolnienie wodoru, który jest wysoce łatwopalny.

    W dniu 25 lipca 2023 roku u wybrzeży Holandii miał miejsce głośny pożar na statku Fremantle Highway. Media podawały, że na pokładzie tej jednostki, na której było 3784 nowych aut, w tym niemal 500 elektrycznych, prawdopodobnie wybuchł akumulator jednego z aut napędzanych prądem. Co ciekawe, „zielone” władze próbowały dementować tę informację, nie wiadomo jednak, czy zgodnie z prawdą. Na pewno jednak akcja gaśnicza trwała wiele dni. I to może stanowić dobrą puentę w kwestii bezpieczeństwa samochodów elektrycznych.

    10) Samochody elektryczne nie są ekologiczne

    Przemysł samochodów elektrycznych pełen jest różnych ekologicznych haseł i frazesów podszytych dobrymi intencjami, ale w rzeczywistości często kieruje się po prostu chciwością i nieprawdą. Dlaczego?

    Przede wszystkim, hasło, że samochody elektryczne są zeroemisyjne lub nawet pozytywne dla środowiska, jest jedną wielką bzdurą. Nawet jeśli wytwarzają one mniej CO2 do środowiska w trakcie jazdy od aut spalinowych, to jednak są one znacznie dla niego gorsze w wielu innych aspektach.

    Oto kilka najważniejszych przykładów destrukcyjnej natury przemysłu samochodów elektrycznych.

    a) szkodliwość przy produkcji energii elektrycznej do zasilania tych pojazdów

    Po pierwsze, samochody elektryczne nie są zeroemisyjne, ponieważ większość energii elektrycznej w pochodzi ze spalania paliw kopalnych. Przejechanie 100 kilometrów samochodem elektrycznym w Polsce emituje kilka razy więcej CO2 niż przejechanie tej samej odległości samochodem spalinowym.

    Innymi słowy, pojazdy te znacznie zanieczyszczają środowisko, ale na etapie wcześniejszym niż sama jazda takim autem, tj. w fazie wytwarzania prądu potrzebnego do poruszania się nim.

    Jedynie zaś w krajach, które w 100 % produkują energię z odnawialnych źródeł, korzystanie z samochodów elektrycznych jest w dość dużym stopniu bezemisyjne. Przykładowo, w Islandii elektryczne samochody mają sens, gdyż tam energia pochodzi w całości z odnawialnych źródeł energii i z geotermii. Nie jest tak jednak w przypadku Polski (a także wielu państw Europy), gdzie prawie cała energia pochodzi z węgla.

    b) większa szkodliwość elektryków w procesie ich wytwarzania

    Po drugie, pojazdy te są niezwykle intensywne w produkcji. Samo wytworzenie samochodu elektrycznego jest wielokrotnie bardziej energochłonne niż samochodu spalinowego. Najważniejszą częścią takiego auta jest bowiem bateria, zaś podczas jej produkcji emitowane są potężne ilości dwutlenku węgla i biorąc ten fakt pod uwagę pojazdy te wcale nie są bardziej ekologiczne od spalinowych.

    Wynika to z trudności wydobycia bardzo specyficznych zasobów naturalnych, które są niezbędne do produkcji takiej baterii. Chodzi tu m. in. o lit, kobalt, nikiel i mangan, które praktycznie nie występują w Europie, lecz głównie w państwach niestabilnych politycznie.

    c) problem z odpadami z samochodów elektrycznych

    Istnieje także ogromny problem z odpadami z samochodów elektrycznych. Prawie każda część pojazdu spalinowego może być zezłomowana i odzyskana. Niestety, nie dotyczy to jednak akumulatorów do samochodów elektrycznych, które w zasadzie nie są przeznaczone do ponownego użycia. Obecne baterie do pojazdów elektrycznych nie nadają się do recyklingu i i po prostu stworzą tysiące ton nowych toksycznych odpadów elektronicznych.

    d) szybsze zużycie i większa częstotliwość wymiany takich pojazdów

    Kolejnym problemem jest też krótka żywotność baterii do takiego samochodu (która dodatkowo zmniejsza się wraz z upływem czasu). Przyjmuje się, że średnio bateria nadaje się do użytku do 160 tys. przejechanych kilometrów, ale też przez okres nie dłuższy niż 8 lat. Jest to prawie 3 krotnie krócej niż w przypadku samochodu spalinowego, którym można przejechać nawet kilkaset tysięcy kilometrów przez ponad 20 lat.

    Oznacza to, że w czasie użytkowania jednego samochodu spalinowego właściciel pojazdu elektrycznego będzie musiał trzykrotnie kupić nowego elektryka. Musicie bowiem pamiętać, że bateria do auta elektrycznego jest zdecydowanie najważniejszym i najdroższym jego elementem. W zasadzie nie opłaca się wymieniać takiej baterii, gdyż jej koszt to minimum kilkadziesiąt tysięcy złotych, a zatem trzeba kupić kolejny pojazd. I gdzie tu ekologia?

    d) ciemna strona: krwawe baterie, praca dzieci oraz śmierć i choroby ludzi

    Muszę koniecznie poruszyć prawdopodobnie najgorszy koszt produkcji samochodów elektrycznych. Jest to cena płacona śmiercią i cierpieniem setek tysięcy ludzi.

    Jak już wspominałem, do ich wytworzenia potrzeba wielu surowców rzadko występujących na kuli ziemskiej. Jednym z najważniejszych minerałów koniecznych do produkcji aut elektrycznych jest kobalt.

    Co istotne, 70% światowej produkcji kobaltu pochodzi z Demokratycznej Republiki Konga, która jest również 10. najbiedniejszym krajem na Ziemi. Jest to państwo skorumpowane i pół-niewolnicze, w całości opanowane przez lokalne mafie oraz chińskie i zachodnie korporacje. Oznacza to, że ludzie tam mieszkający są regularnie wykorzystywani przez zagraniczne firmy, które potrzebują tamtych zasobów naturalnych.

    Duża część kobaltu wydobywana jest w ogromnych kopalniach przemysłowych. Jednak ponad ćwierć miliona Kongijczyków pracuje w ekstremalnie niebezpiecznych i nieuregulowanych prawnie kopalniach, nazywanych kopalniami nieformalnymi. Ponieważ, jednak nazwa ta nie brzmi zbyt dobrze w materiałach marketingowych wielkich korporacji, więc media i tego typu firmy nazywają je (dla zmylenia opinii publicznej) kopalniami rzemieślniczymi.

    Choć kopalnie rzemieślnicze mają pięknie brzmiącą nazwę, lecz życie w nich jest przerażające. Już dzieci w wieku 6 lat są tam wysyłane do pracy, aby wydobywać kobalt i w ten sposób zapewnić jakiś dochód swoim rodzinom. Wiele z tych dzieci ginie w wyniku zawalenia się tunelu lub śmiertelnego zatrucia kobaltem, albo też doznaje obrażeń zmieniających całe ich życie, w tym np. paraliżu (zwykle 6 na 14 dzieci).

    Z kolei dorośli zaangażowani w wydobycie kobaltu również sami strasznie cierpią, gdyż narażenie na toksyczne wydobycie kobaltu jest powiązane z licznymi chorobami, a także powoduje wady wrodzone u dzieci urodzonych przez dorosłych pracujących w tych kopalniach.

    Oprócz kosztów ludzkich, wydobycie kobaltu powoduje również znaczne szkody dla środowiska. Region wydobycia kobaltu w Katandze i Demokratycznej Republice Konga został uznany za jedno z 10 najbardziej zanieczyszczonych miejsc na Ziemi.

    Innym słowy, aby móc powtarzać mit o bezemisyjności samochodów elektrycznych państwa zachodnie „eksportują” zanieczyszczenie środowiska do ubogiego kraju afrykańskiego.

    e) Dlaczego samochody elektryczne nazywa się zeroemisyjnymi?

    Oczywistym jest więc, że samochody elektryczne są bardzo dalekie od zerowej emisji CO2. Ale jeśli tak jest, to dlaczego można je promować jako rzekomo nieszkodliwe dla środowiska?

    Co istotne, w 2010 roku prezydent USA Barack Obama wprowadził przepisy, zgodnie z którymi samochody elektryczne nie mogły być promowane jako pojazdy o zerowej emisji dwutlenku węgla, ponieważ byłaby to po prostu fałszywa reklama. Jednak kilka lat później pod rządami prezydenta Donalda Trumpa wiele z przepisów Obamy dotyczących efektywności paliwowej i emisji zostało uchylonych, co oznacza, że producenci samochodów elektrycznych mogli powrócić do używania sformułowań o rzekomo zerowej emisji CO2.

    Powtarzanie takich sloganów stało się więc zgodne z prawem, zwłaszcza w Unii Europejskiej, która zobowiązała się zakazać sprzedaży samochodów spalinowych do 2035 roku. I chociaż samochody elektryczne są dalekie od zerowej emisji, oficjalna unijna definicja samochodu zeroemisyjnego ignoruje koszt emisji CO2 związany z ich produkcją oraz dwutlenek węgla wytworzony przez energię, która je napędza. Stworzyło to wygodną lukę prawną, która odwraca uwagę ludzi od prawdziwych kosztów środowiskowych samochodów elektrycznych.

    Reasumując, zasadniczo samochody elektryczne mogą być nazywane zeroemisyjnymi, ponieważ nasze rządy na to pozwalają w oparciu o przyjętą definicję prawną, mimo że jest to bardzo dalekie od prawdy.

    11) Coraz wyższy podatek od samochodów spalinowych od 2024 roku

    Skandaliczne jest to, że politycy w Polsce i w Europie chcą nam obrzydzić posiadanie pojazdów spalinowych poprzez stopniowe wprowadzenie coraz to wyższych podatków (zwanych dla zmylenia opinii publicznej opłatami), tak, aby nas nie było na nie stać.

    I tak, jesienią 2024 roku ma wejść w życie nowa danina uiszczana przy rejestracji auta spalinowego, którą będą płacić zarówno właściciele używanych samochodów, jak i nowych aut prosto z salonu (które przecież spełniają wysokie normy emisji spalin).

    Natomiast od wiosny 2026 roku obowiązywać ma podatek od posiadania auta spalinowego, który płacony będzie co roku. Uderzy więc on bezpośrednio prawie w każdego z nas.

    Co istotne, najwięcej zapłacą właściciele najstarszych samochodów, których przecież nie stać na zakup nowego auta. Gdyby było inaczej, to oczywiście, że woleliby oni jeździć nowszymi pojazdami.

    Oficjalnie jeszcze nie wiadomo, jaka będzie stawka podatku od posiadania samochodu spalinowego. Jednak ostatnio w internecie pojawił się kalkulator pozwalający na obliczenie jego wysokości. W przypadku niektórych starszych samochodów danina ta wynosiła więcej niż wartość pojazdu (np. nawet 7 tyś. zł rocznie, gdy tymczasem auto było warte 5 tyś. zł). Jest to typowy przykład testowania opinii publicznej pod względem tego, jak daleko władza może się posunąć w jej opodatkowaniu.

    Co istotne, Unia Europejska uzależnia przyznanie Polsce pożyczki z tzw. KPO (Krajowego Planu Odbudowy) od wprowadzenia tych podatków.

    12) Są równi i równiejsi

    Bulwersujące jest to, że zakaz rejestracji samochodów spalinowych od 2035 roku w praktyce nie będzie dotyczył miliarderów. Nazwano to tzw. „poprawką Ferrari”. Jest to furtka dla producentów aut luksusowych, którzy sprzedają i rejestrują do 1000 aut rocznie (np. Ferrari, Lamborghini, Rolls-Royce, Bugatti).

    Nie ma żadnego uzasadnienia dla pozostawienia akurat takiego wyjątku od zakazu – poza, oczywiście, interesami najbogatszych. Swoją drogą, gdyby politykom rzeczywiście zależało na środowisku, skupiliby się na zakazie prywatnych odrzutowców, których emisja na jedną osobę wielokrotnie przekracza to, co Twój samochód w drodze do pracy.

    13) Tzw. strefy czystego transportu

    W celu wyrzucenia właścicieli starszych aut spalinowych uchwalane są przez władze miast tzw. strefy czystego transportu. Jest to wydzielony obszar, po którym mogą poruszać się wyłącznie pojazdy spełniające wyśrubowane normy emisji spalin (tzw. normy Euro, które są powiązane z datą produkcji pojazdu). Niestety, powoli stają się one rzeczywistością w takich miastach jak np. Kraków, Wrocław, czy też Warszawa.

    14) Atak na własność – ekonomia współdzielenia

    Zakaz rejestracji aut spalinowych jest elementem ataku na własność. Chodzi bowiem o to, aby ludzie nie byli właścicielami swoich samochodów, lecz odpłatnie pożyczali drogie pojazdy elektryczne od wielkich korporacji na krótszy lub dłuższy okres w ramach tzw. ekonomii współdzielenia. Ma to ewidentnie doprowadzić do likwidacji klasy średniej, która posiada własność i jest niezależna od władzy. Na ten temat polecam Ci odcinek mojego bloga pt. „Czym jest klasa średnia w Polsce i dlaczego państwo jej tak nienawidzi?”.

    15) Naruszenie demokracji

    Według sondażu przeprowadzonego przez United Surveys i opublikowanego w marcu 2023 roku – aż 76 % Polaków jest przeciwko zakazowi sprzedaży nowych aut spalinowych od 2035 roku. W sondażu zapytano ludzi, czy popierają decyzję w sprawie zakazu sprzedaży nowych samochodów spalinowych. Wśród nich 53,7 % badanych wskazało „zdecydowanie nie”, zaś 22,3 % powiedziało „raczej nie”. Z kolei 7% pytanych odpowiedziało „zdecydowanie tak”, zaś 8,4 proc. „raczej tak”.

    Uchwalanie zakazu sprzedaży samochodów spalinowych jest zatem sprzeczne z demokracją i wolą społeczeństwa. Sondaż ten zdecydowanie pokazuje, że Polacy nie zgadzają się na to. Co gorsza, nikt ich nigdy nie pytał o zgodę w tym zakresie, a większość ludzi nawet nie słyszała o tym, że politycy w ogóle coś takiego uchwalili. Podobnie jest zresztą w wielu innych państwach europejskich.

    Podsumowanie

    Uważam, że stopniowa likwidacja aut spalinowych i jednoczesne forsowanie pojazdów elektrycznych to bardzo niebezpieczne rozwiązanie. Nie mam nic przeciwko tym samochodom, ale każdy z nas powinien mieć wolność wyboru, jakiego typu pojazdu chce używać. Jeśli elektryki okażą się rzeczywiście lepsze, to wówczas ludzie sami je wybiorą. Moim zdaniem, obecnie te samochody są wyraźnie gorsze od spalinowych, zaś bezalternatywne przestawienie całej motoryzacji jedynie w tym kierunku to tragiczny błąd.

    Musimy stanowczo powiedzieć NIE dla dyktatu tej ideologii. Ta lekkomyślna i krótkowzroczna deklaracja o zakazie sprzedaży samochodów spalinowych będzie zabójcza dla całej gospodarki. To także katastrofa dla większości naszych rodaków, których nie będzie stać na zakup samochodów elektrycznych.

    Przepisy te cofają nas do czasów komunizmu, totalitaryzmu i średniowiecza. Mamy być chłopami pańszczyźnianymi przywiązanymi do ziemi, którzy mogą poruszać się jedynie w ramach naszpikowanego technologią 15-minutowego miasta. Forsowana przez zielonych ekonomia współdzielenia wyraźnie zmierza w tym kierunku, abyśmy nie mieli nic na własność i byli szczęśliwi. Mamy jeździć transportem miejskim lub też wypożyczanymi za spore pieniądze od międzynarodowych korporacji hulajnogami lub samochodami elektrycznymi.

    Na koniec dodajmy, aby uświadomić sobie absurd tej sytuacji: Europa odpowiada jedynie za około 10% emisji CO2 na świecie. Wszystkie te zmiany, które uderzą w każdego obywatela naszego kontynentu i mocno ograniczą dostęp do transportu, jeśli nawet uwierzymy w ekologiczność tego rozwiązania, będą miały znikomy efekt w skali świata. Nie miejmy bowiem złudzeń, że państwa typu Chiny czy Rosja będą skłonne podążyć „zielonym” śladem Europy.

    Tymczasem większość Polaków chce samochodów spalinowych. I nikomu nie pozwolimy ich nam zabrać.

    Postaw mi kawę

    Na zakończenie ma do Ciebie prośbę. W prowadzenie tego bloga i podcastu wkładam sporo serca i czasu. Treści te są dostępne za darmo, a przygotowując je zazwyczaj popijam kawę (uwielbiam kawę!). Jeśli uważasz je za wartościowe, a chcesz wesprzeć moją działalność w internecie, to… możesz mi postawić wirtualną kawę! 🙂

    Odbywa się to za pomocą platformy Buy coffee.to.

    Szczegóły znajdziesz w linku poniżej.

    Klikając w ten link przejdziesz do mojego profilu, gdzie w prosty sposób możesz postawić mi kawę.

    Postaw mi kawę na buycoffee.to

    Jeżeli podoba Ci się idea niniejszego bloga to proszę o jego udostępnienie, polubienie lub skomentowanie – dzięki temu ma on szanse dotarcia do szerszego kręgu odbiorów, a być może wśród nich są osoby, które bardzo potrzebują zawartych w nim informacji. Polecam także zapisanie się na mojego Newslettera – wtedy nie umknie Ci żaden odcinek tego bloga, a także polubienie mnie na Facebook-u i Instagramie.

    Copyright © 2023 Rafael del Viaje

    13 komentarzy do “NIE dla przymusu samochodów elektrycznych. 15 powodów, dlaczego zakaz samochodów spalinowych jest arcygroźny?”

    1. Bardzo mądry i wartościowy artykuł w czasach tej ogromnej propagandy na rzecz elektryków. O wielu z tych argumentów nigdy dotąd nawet nie słyszałem

      1. Dziękuję. Myślę, że jeszcze kilka argumentów by się znalazło, ale nie chciałem też, aby ten artykuł był zbyt długi. Ale zawsze można dodać swoje w komentarzu

    2. Ciekawy wpis, mega analityczny. Ale do końca nie rozwiał moich wątpliwości Może samochody elektryczne są dzisiaj gorsze od spalinowych, ale w przyszłości będą od nich lepsze?

      1. Nie sądzę, choć oczywiście nie można tego całkiem wykluczyć. Problem jednak nie leży w tym, czy są lepsze, czy gorsze (choć uważam, że są dużo gorsze), ale przede wszystkim w tym, że nas przymuszają do aut elektrycznych jako JEDYNIE SŁUSZNEJ OPCJI. A powinniśmy mieć WYBÓR – jeśli rzeczywiście okazałyby się lepsze, to ludzie sami je wybiorą, bez przymusu.

    3. Fascynujący artykuł, który rzetelnie przedstawia różne aspekty debaty na temat samochodów elektrycznych. Twoje spojrzenie na kwestię zakazu samochodów spalinowych jest wyważone i uwzględnia zarówno zalety, jak i potencjalne wyzwania związane z wprowadzeniem takich ograniczeń.

      1. Dziękuję Ci Asiu za szczerą ocenę i docenienie mojej pracy. Tak jak napisałem – ja nie jestem przeciwnikiem samochodów elektrycznych, ale nie zgadzam się na przymuszanie nas, abyśmy tylko takimi pojazdami mogli jeździć. Powinniśmy mieć pełny wybór co do rodzaju samochodu…

    4. Będąc insiderem branży chciałbym dodać że koncerny motoryzacyjne w Europie już od kilku lat przestawiają się na produkcję „tylko” elektryków. To idzie w parze z kolejnymi traktatami i rozporządzeniami parlamentu europejskiego. Wysnułem nawet taką teorię, że skoro UE rządzą Niemcy, a jednocześnie są oni największymi producentami samochodów, to dla nich jest naturalne, żeby na tym zarabiać. I tak wymuszając na innych krajach nowe normy emisyjności, wciskają swój produkt. To działanie porównałbym do działań mafii: chcesz prowadzić restauracje, to płać nam haracz = chcesz jeździć samochodem w UE, kup od nas elektryka.
      Pozdrawiam, sąsiad z piaskownicy.

    5. Pingback: Regularne oszczędzanie – kluczowy krok ku wolności - Podróże ku wolności

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *